Z czym wam się kojarzy film  Barry Lyndon? Wszyscy pewnie natychmiast powiedzą: Stanley Kubrick i John Alcott. Wspaniałe zdjęcia. Genialne obrazy, oświetlone tylko światłem świec. I super jasny obiektyw…. Na czym polega cudowność „obiektywu Kubricka”? To właśnie chcemy wyjaśnić.

 

Tekst: Jarek Somborski

Poniższy tekst jest  skrótem tekstu, który ukazał się na łamach FilmPRO. Publikujemy go z drobnymi zmianami zostawiając esencję. Od chwili pojawienia się tekstu, tematyka, o której piszemy, nie straciła nic ze swojej aktualności.

 

W tej chwili taki obiektyw może mieć każdy. No, może nie ten konkretny egzemplarz, ale obiektyw, który będzie w stanie z nim konkurować. W pewnym uproszczeniu…

Cofnijmy się do 2001 roku, do momentu pojawienia się kamer HD na rynku telewizyjnym i filmowym. Odbyła się wówczas premiera „Vidocq’a”, filmu francuskiego reżysera, operatora, superwizora efektów specjalnych Pitofa. Był to pierwszy film kinowy w całości zrobiony elektronicznie. Aczkolwiek nie w całości na HD. George Lucas nie był pierwszy. Spóźnił się trochę z epizodem swojej sagi i nie jest pierwszą osobą, która zrobiła film na elektronicznej kamerze HD. Przynajmniej oficjalnie (Pitof – wrzesień 2001, Lucas – maj 2002). Choć do powstania tej kamery mocno się przyczynił.

Gdy pojawiła się kamera Sony Cinealta F900, największym problemem filmowców nie była zbyt mała rozdzielczość obrazu, a brak owego magicznego film looku. A poza tym – brak możliwości korzystania z optyki filmowej do taśmy 35 mm. Wszystko dlatego, że kamera korzystała z małego (w dzisiejszym pojęciu) przetwornika 2/3”. To powierzchnia zbliżona wielkością do klatki 16 mm, a więc jakieś 2,5 raza mniejsza niż klatka filmowa 35 mm. 

By umożliwić korzystanie z fimowych obiektywów, trzeba było skonstruować adapter, zawierający dużo elementów optycznych umożliwiających połączenie technologii filmowej z telewizyjną. Trzeba było w jakiś sposób uciec od problemów związanych ze specyfiką obiektywów wideo i kamer korzystających z trzech przetworników, schowanych za układem pryzmatowym. Obiektywy filmowe nakładane z przodu takiego adaptera naświetlały klatkę wielkości 2/3”. Nie było obiektywów, mogących sprostać temu, co oglądaliśmy na co dzień w kinie. Ów pierwszy adapter zrobiony wspólnymi siłami firm Zeiss i Angenieux – CLA35 HD miał swoje pięć minut.

Adapter CLA 35 HD – fot. Zeiss / Angenieux

Z jednej strony miał gniazdo PL, a z drugiej mocowanie B4, dopasowane do kamer HD, bazujących na przetworniku 2/3”. Ten układ działał i ludzie z niego korzystali. Mimo że obraz był do góry nogami. Po prostu – nie było obiektywów przeznaczonych do HD z najwyższej półki. A trzeba było sobie jakoś radzić. Ten adapter i jemu podobne (wczesny Abacus) szybko jednak zostały zapomniane. Przede wszystkim dlatego, że umożliwiały tylko zastosowanie obiektywów filmowych, ale nie umożliwiały przeniesienia filmowej głębi ostrości. Jak wiemy, to nastąpiło później, gdy pojawiły się inne adaptery, takie jak Pro35 firmy P+S Technik i pochodne, włącznie z Agus35, Redrock Micro, Letus35…. 

Adapter Letus35 – fot. Letus

Jednak trzeba im się przyjrzeć. Między innymi dlatego, że poniekąd posiadały tę samą cechę, co „obiektyw Kubricka”. Choć nie mogła ona być odpowiednio wykorzystana ze względu na zbyt skomplikowany układ optyczny. Ale metoda była taka sama. Było to rozwiązanie, które zawartość większej powierzchni (klatka Super 35 mm) przenosiło w całości na mniejszą (2/3”). Taka lupka pomniejszająca. Gdyby nie pewne zawiłości konstrukcyjne – mielibyśmy parafrazę „obiektywu Kubricka”. Zaraz to wyjaśnimy na bardziej znanym przykładzie. Choć odwrotnym.

Wszyscy wiemy, co to są ekstendery optyczne. Wykorzystujemy je od lat w fotografii. Gdy przykręcamy je z tyłu naszego ulubionego obiektywu – dostajemy w pewnym sensie nowy. Ale nie za darmo. Jeśli chcemy mieć np. dwukrotnie dłuższą ogniskową – musimy się liczyć z utratą światła. Jaką? Nominalnie taką samą ile wynosi wielkość (koeficjent) powiększenia. Jeśli przyjrzyjcie się ekstenderowi koeficjentowi powiększenia (n.p. 2.0), to w dokumentacji również zobaczycie, że światło obiektywu, zamiast (przykładowo) f/2.8 staje się f/5.6.

Extender EF 2x Mk II – fot. Canon

W świecie telewizji również mamy ekstendery – najczęściej są wbudowane w rodzaj kieszeni, nieco wystającej z korpusu obiektywu. Zazwyczaj ekstendery mają koeficjent 2. Gdy chcemy ich użyć, przesuwamy małą dźwignię i mamy dwa razy dłuższą ogniskową. I dwa razy mniej światła.

fot. Canon

Firma Abacus i kilka innych firm, np. IB/E Optics, wypuściły swojego czasu na rynek adapter podobny do wspomnianego CLA35 HD, mający z jednej strony mocowanie PL (35 mm), a z drugiej gniazdo B4 (2/3”). Tyle że idealnie odwrotnie ułożone. Ten adapter nie miał na celu zmniejszenia obrazu S35 i dopasowania go do powierzchni 2/3”, lecz wprost przeciwnie – umożliwienie wykorzystania optyki 2/3” do sprzętu z matrycą Super 35. Jako rezultat dostajemy obraz na matrycy S35, z obiektywu broadcastowego 2/3”. Jednak, prawa fizyki tutaj nadal działają. Co się dzieje z przysłoną? Mimo że nominalnie na obiektywie wynosi F/1.8 – to na matrycy jest de facto o 2,5 przysłony ciemniej. Oznacza to, że w przypadku pełnego otwarcia przysłony obiektywu mówimy o wartości w okolicach F/4.0 na matrycy. Właśnie przez zastosowanie adaptera. Owszem, umożliwia zamocowanie i korzystanie z obiektywu brodacastowego 2/3” na matrycy S35, i przenosi cały obraz poprawnie, ale na matrycy jest za to znacząco ciemniej.

Prawdopodobnie wszyscy widzieli kiedyś powiększalnik do zdjęć. Niektórzy nawet robili na nim odbitki przed rewolucją cyfrową w fotografii. Niezależnie czy był wykorzystywany do fotografii czarno-białej, czy kolorowej, metoda naświetlania papieru fotograficznego była taka sama. Jak sama nazwa wskazuje – powiększalnik służył do powiększania obrazu na negatywie do wybranego przez nas formatu papieru. Zazwyczaj większego niż negatyw. Wkładano negatyw w ramce powiększalnika (piszący te słowa miał Krokusa 66), ustawiano powiększenie, ustawiano ostrość, odpowiednio zasłaniano filtrem czerwonym (cz-b) lub oliwkowym (kolor) i jeśli już wcześniej wyznaczono czas ekspozycji, naświetlano odpowiednio długo papier fotograficzny.  Powstaje pytanie:  Jaki to ma związek z „obiektywem Kubricka”? Zaraz do tego dojdziemy.

Co się dzieje w procesie powiększania obrazu w powiększalniku? Źródło światła się oddala a natężenie światła wraz z oddalaniem się od oświetlanej powierzchni, maleje. To jest oczywiste. Jednak załóżmy, że mamy idealnie odwrotną sytuację przy tym samym powiększalniku, który teraz będzie „pomniejszalnikiem”. Mowa była o powiększaliniku Krokus 66. Wykorzystajmy ten fakt i włóżmy do ramki negatyw 6 x 6 cm  (stąd nazwa Krokusa). Jednak tym razem nie zależy nam na powiększeniu, a na pomniejszeniu obrazu. Zróbmy eksperyment mentalny i załóżmy, że sytuacja jest następująca: po włożeniu negatywu 6 x 6 cm mamy obraz na powierzchni papieru również 6 x 6 cm. Innymi słowy – obraz negatywu jest w stosunku 1:1 względem obrazu na papierze fotograficznym.

Powiększalnik jest w jakiejś odległości od papieru. Np. 40 cm. Co się stanie, jeśli chcemy z tej oświetlonej powierzchni papieru 6 x 6 cm zrobić znacznie mniejszą powierzchnię? Np.3 x 3 cm? Musimy oczywiście opuścić powiększalnik w dół, by zmniejszyć obraz. Skoro przy powiększeniu natężenie malało, to przy schodzeniu  w dół natężenie światła wzrasta. W ten sposób doszlismy do tego jak skonstruowano „obiektyw Kubricka”.

By zrozumieć lepiej omawiane zagadnienie, przyjrzyjmy się adapterowi Metabones Speedbooster.   W styczniu 2013 roku firma Metabones wprowadziła na rynek „speed booster”. Jego działanie polega na tym, że po prostu „zmniejsza obraz” tak, by cała informacja, którą jest w stanie ogarnąć pełnoklatkowy (full frame) obiektyw, trafiła na znacznie mniejszą matrycę. Jeśli teraz odwołacie się w myślach do Krokusa 66, działającego jako pomniejszalnik – to wszystko staje się jasne.. Przy pomniejszaniu obrazu w Krokusie trzeba było zbliżyć się bardzo do powierzchni papieru fotograficznego. Jeśli chcielibyśmy uzyskać obraz powierzchniowo dwa razy mniejszy niż na początku – natężenie światła względem początkowego wzrosłoby dwukrotnie. W ten sposób, gdy korzystamy z Metabones Speedboostera uzyskujemy obraz, który jest odpowiednio jaśniejszy, i samym tym powodujemy, że obiektyw wraz z takim adapterem posiada nową, „wirtualną” wartość przysłony. I zamiast np. przysłony f/2.8 mamy f/1.4.

Metabones Speedbooster Ultra – fot. Metabones

Dlaczego zatem nikt wcześniej na to nie wpadł? Wpadł. Ale w wypadku lustrzanek i kamer filmowych właściwie było to awykonalne. Bo odległość od mocowania do powierzchni matrycy / negatywu była za duża, a po drodze było również lusterko. Dlatego by korzystać z takiego obiektywu, John Alcott wraz z Kubrickiem musieli przepiłować kamerę Mitchell, zmniejszając zasadniczo odległość tylnej ścianki obiektywu względem powierzchni negatywu (z angielska: flange distance). Dlatego adapter Metabones Speedbooster skraca odległość pomiędzy obiektywem full frame a powierzchnią matrycy względem zwykłego adaptera, który tylko mechanicznie ustawia właściwą odległość obiektywu full frame względem matrycy. „Obiektyw Kubricka” / Speedbooster MUSI być blisko matrycy (negatywu), by zadziałał jak trzeba. Dlatego możemy go stosować wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z mocowaniami mikro 4/3 lub E-mount i innymi, które mają znacznie mniejszy dystans obiektyw-matryca niż w kamerach filmowych i aparatach z lustrem.

A zatem każdy, kto rzeczywiście chce się w to pobawić, ma możliwość skorzystania z takiego speedboostera. I może swój niekoniecznie najdroższy na świecie obiektyw o świetle 1.4 przekształcić w cudo mające światło w okolicach 0.8. Tak jak Kubrick i Alcott.

Obiektyw na którym Kubrick realizował film Barry Lyndon: Zeiss Planar 50 mm  f/0.7 – fot. Zeiss

Schemat ideowy obiektywu Zeiss Planar 50 mm F/0.7 – rys. Marco Cavina

W tej chwili wspomniane adaptery pracują na powierzchni super 35 z obiektywami full frame. Oznacza to, że mają faktor zbliżony do  0.7. Nie jest to Kubrick, ale przynajmniej jest o jeden krok bliżej. Jeśli przyjrzyjcie się schematowi obiektywu Zeissa, zobaczycie, że czerwone elementy służą właśnie do tego by sfokusować obraz na znacznie mniejszej powierzchni niż na wejściu obiektywu, samym tym podnosząc docelową jasność. Sprytne.