55 lat temu, w styczniu 1969 roku odbyła się premiera filmu Andrzeja Wajdy – „Wszystko na sprzedaż”, jednego z najpiękniejszych – także pod względem wizualnym – filmów w historii kina polskiego. Z tej okazji przypominamy tekst który ukazał się 10 lat temu na łamach FilmPRO.

Tekst: Andrzej Bukowiecki

Poniższy tekst jest  skrótem tekstu, który ukazał się na łamach FilmPRO. Publikujemy go z drobnymi zmianami zostawiając esencję. Od chwili pojawienia się tekstu, tematyka, o której piszemy, nie straciła nic ze swojej aktualności.

Film w filmie, film o filmie, o ludziach, którzy go tworzą, a przede wszystkim hołd oddany przez Andrzeja Wajdę jego przyjacielowi, wspaniałemu aktorowi Zbigniewowi Cybulskiemu, zmarłemu tragicznie pod kołami pociągu 8 stycznia 1967 roku. Od początku realizacji „Wszystkiego na sprzedaż”, która przypadła na rok 1968, Andrzej Wajda, zarazem autor scenariusza, zastrzegał, że nie będzie to film o Zbyszku Cybulskim, lecz impresja nawiązująca do jego legendy, a także portret środowiska filmowego, w szczególności reżysera i aktorów – artystów, którzy stając po dwóch stronach kamery wystawiają wszystko na sprzedaż: swoje marzenia, ambicje, zachwyty, ale też niepokoje, lęki, fobie i urazy. Z ekranu nie pada imię i nazwisko niezapomnianego filmowego Maćka z „Popiołu i diamentu”. Zdarzenia z życia Zbyszka i przed mioty związane z jego osobą towarzyszą opowieści o ekipie filmowej, postawionej w trudnej sytuacji: oto w pierwszym dniu zdjęciowym na planie nie zjawia się aktor grający główną rolę. Przepada bez wieści. Reżyser Andrzej (Andrzej Łapicki – tu: porteparole Andrzeja Wajdy) przeżywa rozterki, wraz z najbliższymi współpracownikami zastanawia się czy możliwa jest kontynuacja pracy nad filmem.

Zaginionego aktora poszukuje jego żona Ela (Elżbieta Czyżewska) w towarzystwie Beaty (Beata Tyszkiewicz), żony reżysera. Dopiero po jakimś czasie kobiety dowiadują się z radia, że aktor nie żyje. Zastępuje go inny, młodszy, kreowany na jego następcę Daniel (Daniel Olbrychski). W pewnym momencie, ku zaskoczeniu Andrzeja i ekipy, zaczyna z radością na twarzy biec z pędzącym obok planu zdjęciowego tabunem koni. Tym spontanicznym odruchem wyzwala siebie oraz kończony w bólach film z dusznej atmosfery.

„Wszystko na sprzedaż” – hołd Andrzeja Wajdy i całej ekipy filmowej dla zmarłego tragicznie aktora Zbigniewa Cybulskiego/ Wszystkie fot. kadry z filmu „Wszystko na sprzedaż”, reż. Andrzej Wajda, rok prod. 1968,
©SF Zebra i Perspektywa

 

Inne spojrzenie

Premiera „Wszystkiego na sprzedaż” odbyła się 28 stycznia 1969 roku. W wypowiedziach prasowych, jakie się przed nią i po niej ukazały, Wajda podkreślał, że film tak bardzo osobisty, film, w którym fikcja na różnych płaszczyznach splata się z rzeczywistością (trafnie potem określony przez krytykę mianem polskiego „8 i pół”), nie mógł powstawać konwencjonalnie, wedle napisanego za biurkiem scenariusza i żelaznego scenopisu. Reżyser zdał się na improwizację, dopuszczał zdjęcia z ręki, jeszcze chętniej niż zwykle korzystał z propozycji podsuwanych przez aktorów czy autora zdjęć Witolda Sobocińskiego. „Wajda zaproponował mi współpracę przy filmie <Wszystko na sprzedaż> po obejrzeniu filmu <Ręce do góry> Jerzego Skolimowskiego, którymi w 1967 roku zadebiutowałem w fabule. Dostrzegł, że w tym filmie po nowemu zobaczyłem i sfotografowałem rzeczywistość. <Wszystko na sprzedaż> z uwagi na temat i sposób realizacji też wymagało nowoczesnych zdjęć” – mówi Sobociński. – „Myślę, że mogłem sprostać zadaniu także dzięki temu, że jestem muzykiem jazzowym, mam więc w sobie ukryte poczucie rytmu i zdolność do improwizowania” – dodaje.

 

Zdjęcia trzysetką

Antystalinowskie „Ręce do góry” od razu powędrowały na półkę, toteż dla większości widzów debiutem fabularnym Sobocińskiego stało się „Wszystko na sprzedaż”. Ci spośród nich, którzy obejrzeli ten nakręcony systemem Eastmancolor film wkrótce po jego wejściu na ekrany, kiedy nawet kopie na enerdowskiej taśmie ORWO były jeszcze względnie przyzwoite, wychodzili z kina olśnieni nareszcie realistycznymi kolorami w polskim filmie współczesnym. Przy czym bijący z ekranu autentyzm porannych brzasków i zmierzchów (filmowanych w prawdziwej godzinie magicznej, bądź imitowanych podekspozycją negatywu przy zachmurzonym niebie) nie przeszkodził Sobocińskiemu w uzyskaniu malarskiej impresyjności i nadzwyczajnej dynamiki obrazu. „Wajda był pod wrażeniem filmu Claude’a Leloucha <Kobieta i mężczyzna>, sfotografowanego w większości obiektywami długoogniskowymi, które charakteryzują się spłaszczaniem perspektywy i niewielką głębią ostrości. Jeśli takim obiektywem filmuje się obiekty rozlokowane wzdłuż jego osi optycznej, powstaje wprawdzie efektowne ujęcie, np. z ostrym tylko pierwszym planem na nieostrym tle albo tylko środkowym, przy rozmyciu planów dalszych i pierwszego, ale z konieczności raczej statyczne, bo ruchy kamery są ograniczone, zaś kompozycja kadru staje się ciasna, brakuje w niej przestrzeni” – tłumaczy Witold Sobociński. 

Daniel Olbrychski (z lewej)– aktor namaszczony w filmie „Wszystko na sprzedaż” na następcę Cybulskiego.

W ten sposób sfotografował we „Wszystkim na sprzedaż” scenę tańca Eli na prywatce, podkreślając jeszcze jego agresywność transfokacjami, gdyż w scenie tej bohaterka – jak ktoś kiedyś napisał – „tańczy przeciw wszystkim”. Trzy inne sławne „długoogniskowe epizody”: scena na kręcącej się karuzeli, sprint Daniela w lesie oraz jego finałowy bieg wśród galopujących koni zostały sfilmowane inaczej. „Zauważyłem, że kiedy połączymy długi obiektyw z inscenizacją poprzeczną względem jego osi oraz z panoramowaniem kamery, obraz zachowuje ostrość wybranego planu i nieostrość pozostałych, lecz nabiera przy tym przestrzeni i dynamizmu – mówi Sobociński, który tą metodą, obiektywem o ogniskowej 300 mm, sfotografował wspomniane sceny.

 

Mikroporty już wtedy!

„Wszystko na sprzedaż”, w znacznej mierze improwizowane na planie, stanowiło wyzwanie nie tylko dla operatora obrazu, ale również dźwięku. Nagrywała go, nierzadko techniką stuprocentową, Wiesława Dembińska, doskonale przygotowana do tego zadania, dzięki pracy przy filmach dokumentalnych. We „Wszystkim na sprzedaż” – piędziesiąt cztery lata temu! – po raz pierwszy w karierze użyła mikroportów. Były to mikrofony firmy Sennheiser, oczywiście bardzo różniące się od dzisiejszych urządzeń tego typu. Miały dość duże nadajniki z długimi antenami, które podczas zapisywania dźwięku w samochodach trzeba było wysuwać na zewnątrz, żeby przypadkowo nie wcięły się w kadr. Odpowiednio ukryty mikroport nosił na sobie Daniel Olbrychski w scenie, w której jego bohater odbywa leśny trening biegowy.

„Wszystko na sprzedaż” – film o filmie zrealizowany w duchu francuskiej Nowej Fali i amerykańskiego kina bezpośredniego  Fot. kadr z filmu „Wszystko na sprzedaż”, reż. Andrzej Wajda, rok prod. 1968, ©SF Zebra i Perspektywa

 

Ręczna robota

Rekonstrukcja cyfrowa filmu „Wszystko na sprzedaż” powstała w ramach Projektu Kino RP. Jej koordynatorem było Centralne Repozytorium Filmowe. Rolą producenta podzieliły się Studia Filmowe Perspektywa i Zebra. Andrzej Wajda w pełni zaufał Witoldowi Sobocińskiemu i Wiesławie Dembińskiej. Kluczowe decyzje rekonstrukcyjne były oczywiście konsultowane z reżyserem, który jednak pozostawił najbliższym współpracownikom z planu „Wszystkiego na sprzedaż” duży margines swobody. Nie spotkał go zawód z ich strony – zachwycił się cyfrową wersją filmu. Witold Sobociński czuwał nad rekonstrukcją obrazu, którą przeprowadzono dwuetapowo. Najpierw w Studio Postprodukcyjnym Orka wykonano – pod nadzorem technologicznym Marcina Maciejewskiego – prace przygotowawcze. Następnie w Domu Postprodukcyjnym The Chimney Pot poddano obraz korekcie barwnej, przy której z Sobo cińskim pracował głównie Wiktor Sasin, kolorysta. Wiesława Dembińska nadzorowała rekonstrukcję dźwięku, której podjęła się firma Soundplace. Tu pieczę nad stroną technologiczną sprawował Tomasz Dukszta. „Działając na zlecenie Fundacji Kino RP, przystąpiliśmy z wielkim pietyzmem do prac nad filmem <Wszystko na sprzedaż>” – mówi Magdalena Zimecka, szefowa Studia Orka. – „Rozpoczęliśmy je od skanowania negatywu [archiwizowanego w Filmotece Narodowej, przyp. A.B.]. Powstały pliki w rozdzielczości 4K. Dalszymi czynno ściami były kolejno: stabilizacja i kadrowanie obrazu, rekonstrukcja [tu rozumiana jako usuwanie uszkodzeń obrazu i odtwarzanie jego brakujących fragmentów, przyp. A.B.] oraz restoring. Dzięki prawi dłowemu skanowaniu, podczas stabilizacji, która jest standardowym działaniem, nie mieliśmy żadnych niespodzianek. „Rekonstrukcja to w przeważającej części ręczna robota. Dwanaście osób na dwie zmiany usuwa klatka po klatce wszelkie dropy, rysy, zabrudzenia. We <Wszystkim na sprzedaż> mieliśmy problemy z nierównym ziarnem i pulsowaniem koloru, a także uporczywą czarną plamą w scenie nadwiślańskiej. Wszystko jednak udało się pięknie odrestaurować i film w bardzo dobrym stanie trafił do kolor korekcji” – podsumowuje z dumą Zimecka.

 

Podążyć za emocjami

Kluczowym etapem rekonstrukcji cyfrowej „Wszystkiego na sprzedaż” była korekta barwna. „W dawnych kopiach eksploatacyjnych filmu, wykonanych na pozytywie ORWO, nigdy nie udało się uzyskać tej intensywności i żywości kolorów, którą miał negatyw Kodaka. Dopiero teraz, czterdzieści trzy lata po premierze, film otrzymuje drugie życie barwne” – cieszy się Witold Sobociński.
Przed rozpoczęciem i w trakcie prac nad rekonstrukcją „Wszystkiego na sprzedaż” kolorysta z Chimneya Wiktor Sasin przeprowadził z Sobocińskim wiele rozmów. „Przy tym filmie – tłumaczy – nie koncentrowaliśmy się na detalach technicznych. Zależało nam głównie na podążeniu za emocjami – nie tylko bohaterów, ale i tymi, które towarzyszyły ekipie podczas kręcenia <Wszystkiego na sprzedaż>, a o nich wiele mógł mi powiedzieć Sobociński”.
Korekcja barwna arcydzieła Wajdy miała ponadto na celu podkreślenie nastroju scen, zaś obraz w całym filmie stał się, ogólnie biorąc – i mówiąc słowami Sasina – lżejszy, bardziej zwiewny. Są jednak sceny, w których barwom nadano szczególną intensywność. Należy do nich słynny nadwiślański widok Warszawy płonącej w blasku nisko położonego nad horyzontem słońca, teraz jeszcze bardziej jaskrawego niż kiedyś. Pracochłonne zabiegi intensyfikujące, jakim poddano dwa inne fragmenty – ujęcie z i tak bardzo jasnym blikiem słonecznym na szybie samochodu, w którym Ela i Beata usłyszały przed chwilą komunikat radiowy o śmierci aktora, oraz ostatni kadr filmu: rozpływanie się konturów biegnącego wśród koni Daniela w coraz bardziej abstrakcyjnych plamach – służyły jeszcze mocniejszemu podkreśleniu pierwiastka metafizycznego, interwencji innej, niebiańskiej, jak powiada Sasin, rzeczywistości w świecie realnym.

Legendarna scena wieńcząca „Wszystko na sprzedaż” – zaimprowizowany bieg Olbrychskiego z tabunem koni

Na radykalne odejście od pierwowzoru – interpretację cyfrową, by użyć terminu Jerzego Wójcika – zdecydowano się tylko raz: w sekwencji rozpoczynającej „Wszystko na sprzedaż”. Widzimy w niej mężczyznę, który wysiada z autobusu, wbiega na peron dworca kolejowego, usiłuje wskoczyć do rozpędzającego się już pociągu i wpada pod jego koła. Po chwili okazuje się, że wszystko to działo się na niby – na planie filmu w filmie. W oryginale cała sekwencja była barwna. Teraz sam jej początek jest czarno-biały, co ma chyba jeszcze mocniej podkreślać z jednej strony umowność ukazanej na ekranie sytuacji (świat realny nie jest przecież czarno-biały, czarnobiały może być tylko film), a z drugiej jej prawdziwość (taśma czarnobiała przywodzi na myśl zapis dokumentalny).

 

Nowy ton

„Można łatwo dostrzec analogię między rekonstrukcją obrazu i dźwięku we <Wszystkim na sprzedaż>. Tamta polegała na wydobyciu ukrytego w negatywie bogactwa wizualnego, niemożliwym w warunkach technicznych z czasów, w których powstawał film. W tej trzeba było zrobić to samo z warstwą akustyczną” – mówi Tomasz Dukszta z Soundplace.
Dembińska podziela jego spostrzeżenie. „Rekonstrukcja” – powiada – „zachowując koncepcję opracowania dźwiękowego, pozwoliła zbliżyć się do ideału, którego nie można było osiągnąć przed laty. Dotyczy to różnych elementów, takich jak dynamika i barwa dźwię ku, rozmieszczenie planów i efektów dźwiękowych czy synchron obrazu z dźwiękiem. Mogłam również poprawić pewne niedoskona łości, np. odgłos nadjeżdżającego pociągu w finale filmu. Wydaje mi się, że <Wszystko na sprzedaż> bardzo zyskało na cyfryzacji”.Dukszta dodaje, że stało się dzięki niej nowocześniejsze. Zdaniem Dembińskiej już wspomniana pierwsza sekwencja, dworcowa, charakteryzuje się obecnie większą dynamiką i poszerzonym pasmem barwy. Większej wyrazistości akustycznej nabrała również scena z wirującą karuzelą. Dla mnie jednak prawdziwym rekonstrukcyjnym majstersztykiem pozostanie gra Daniela na skrzypcach w muszli koncertowej.
„To była wyjątkowo trudna scena” – przyznaje Tomasz Dukszta.– „Wskutek uszkodzenia zapisu” – precyzuje – „brakowało w niej średnich i wysokich częstotliwości, przez co stawała się bolesna w odbiorze. W drobiazgowej rekonstrukcji udało się braki uzupełnić, przejścia tonalne są płynne, słuchanie muzyki w tej scenie nie sprawia już najmniejszej przykrości”.Dodajmy, że nie tylko w niej – w całym filmie znakomita muzyka Andrzeja Korzyńskiego okazuje się kolejnym beneficjentem rekonstrukcji cyfrowej.
„Zgodnie z upodobaniami dzisiejszych młodych widzów, piosenki w wykonaniu zespołu Trubadurzy zostały <podkręcone>” – mówi Dukszta. Zgodnie z zasadą przyjętą w Projekcie Kino RP, rekonstrukcja cyfrowa „Wszystkiego na sprzedaż” zachowuje monofoniczność oryginalnego zapisu dźwięku. W wariancie kinowym została ona jednak przystosowana do systemu 5.1, dzięki czemu jednokanałowość nagrania nie jest odczuwalna. W wariancie telewizyjnym, jak również płytowym, mamy dźwięk stereo, zapisany z uwzględnieniem najnowszych norm głośności obowiązujących w telewizji.