Dwieście osób – każda po uiszczeniu jednego franka za bilet – usadowia się w koszu balonu. Balon wznosi się w powietrze, a podróżni podziwiają z lotu ptaka panoramę Paryża. Po wylądowaniu opuszczają kosz, zapewne zachwyceni tą… symulowaną podróżą balonem i dookolną projekcją filmu na gigantycznym ekranie. Oto Cinéorama Raoula Grimoin-Sansona – wielka atrakcja Wystawy Światowej w Paryżu w roku 1900. 

 
Tekst: Andrzej Bukowiecki

 

Poniższy tekst jest  skrótem tekstu który ukazał się na łamach FilmPRO. Publikujemy go z drobnymi zmianami zostawiając esencję. Od chwili pojawienia się tekstu, tematyka o której piszemy nie straciła nic ze swojej aktualności.

Cineorama to jeden z najbardziej dramatycznych epizodów w dziejach projekcji filmów, choć wydarzył się zaledwie w pięć lat po okazaniu światu kinematografu. Ale o tym za (dłuższą) chwilę.

Francuz Raoul Grimoin-Sanson (1860-1940) był jednym z tych pionierów kina, którzy na najwcześniejszym etapie jego rozwoju, nie zadowalając się indywidualnym oglądaniem maleńkiego obrazu filmowego (co w swoim kinetoskopie proponował Thomas Alva Edison) myśleli o wyświetlaniu – o projekcji. Obok Grimoin-Sansona – i oczywiście Louisa Lumière’a – należał do nich angielski konstruktor Robert W. Paul. Kiedy spotkał się z Grimoin-Sansonem w Anglii, zainspirowany m.in. literaturą fantastyczno-naukową, zwłaszcza prozą Herberta George’a Wellsa, sam zainspirował francuskiego kolegę wizją „podróży ruchomego obrazu przez czas i przestrzeń”, którą uskutecznić miała projekcja filmowa okalająca publiczność. Wizję tę uważa się za przypuszczalnie pierwszy teoretyczny koncept dzisiejszej Virtual Reality. Paul próbował zresztą przejść od teorii do praktyki, opatentował nawet stosowną aparaturę, lecz na tym się skończyło.

 

Narodziny Cinéoramy 

Wkrótce po powrocie do Francji, w lutym 1896 roku Grimoin-Sanson zaprezentował prasie własną wersję kinematografu – kamery do realizacji i projektora do wyświetlania „zwykłych” filmów na pojedynczym ekranie – fototaszygraf (phototachygraphe), a potem jego ulepszoną wersję, którą nazwał multiplex (sic!). Któregoś dnia przyszło mu na myśl, że można by wyjść z projekcją poza pojedynczy ekran i wyświetlać film na wielu ekranach naraz… 27 listopada 1897 roku opatentował Cinéoramę, której pełna nazwa oryginalna brzmi Ballon Cinéorama. 

Wystawa Światowa w Paryżu (i Vincennes) w roku 1900 była bez przesady wielkim wydarzeniem. Otwarta w kwietniu, trwała siedem miesięcy, a pomyślana została jako podsumowanie XIX wieku. Osiągnięcia przemysłu, nauki, techniki i kultury pięćdziesięciu ośmiu krajów (w tym ziem polskich – Polska jeszcze nie wróciła na mapy), prezentowane na łącznie dwustu trzydziestu hektarach obejrzało grubo ponad pięćdziesiąt milionów zwiedzających. Młodą dziedzinę wówczas jeszcze nie sztuki, w najlepszym razie rozrywki i techniki, reprezentował nie tylko wynalazek Grimoin-Sansona, ale również poczciwy kinematograf Lumière’a, tyle że w niesamowitym wydaniu zapowiadającym… IMAX! 

Filmiki reżysera „Wyjścia robotnic z fabryki” czy „Wjazdu pociągu na stację” wyświetlano na ekranie wielkości 24 x 30 m – i to z taśmy 35mm, a nie, jak podają niektóre źródła, 75mm.

Na noc ten gigantyczny ekran był opuszczany do wąskiego, głębokiego rowu wypełnionego wodą, by nabrał sztywności przed kolejnymi projekcjami.

Cinéorama zajmowała centralne miejsce wystawy, jako że miała być – i faktycznie była, tyle że niedługo, o czym wkrótce – jedną z jej największych atrakcji. Podświetlona po zapadnięciu zmroku reflektorami, przyciągała tłumy.

Całość instalacji obejmowała: powłokę balonu, jego kosz mogący pomieścić jednorazowo dwieście osób, umiejscowioną pod koszem kabinę projekcyjną z dziesięcioma ustawionymi koncentrycznie, zsynchronizowanymi projektorami oraz ekran otaczający kosz z wszystkich stron, złożony z dziesięciu ściśle do siebie przylegających ekranów o wymiarach 9 x 9 m.

Blaski i cienie seansów Cinéoramy 

Po wpuszczeniu widzów do kosza (każdy z nich nabywał bilet wartości jednego franka) kapitan balonu oznajmiał jego start. W tym samym momencie rozpoczynała się projekcja filmu zrealizowanego przez samego Raoula Grimoin-Sansona podczas prawdziwego lotu balonem nad paryskimi Ogrodami Tuileries i przypuszczalnie pokolorowanego (ręcznie).

Raczej mało prawdopodobne, by – jak można dowiedzieć się z różnych źródeł – wyświetlano również filmy nakręcone tą samą metodą w Anglii, Hiszpanii i Afryce. W każdym razie, 

gdy projekcja dobiegała końca, kapitan zapowiadał lądowanie. Wrażenie autentyczności „podróży” balonem powiększały sztuczne chmury, które opadały przy jego „starcie” i „locie”, a wznosiły się przy „lądowaniu”. Film (filmy?) Grimoin-Sanson nakręcił olbrzymim zestawem dziesięciu zsynchronizowanych kamer z obiektywami o kącie widzenia trzydzieści sześć stopni, które zatem łącznie „pokrywały” obrazem widnokrąg. Najciekawsze, że po nieudanych próbach z różnymi formatami materiałów światłoczułych, wynalazca zdecydował się na – znane z naszych czasów, lecz jak się okazuje, także w początkach kinematografii – taśmy 70mm.

Podobno podczas próbnego lotu balon runął – na szczęście z małej wysokości – na ziemię. Grimoin-Sanson nie odniósł większych obrażeń, ale wystraszył okoliczną ludność. 

Seanse Cinéoramy cieszyły się kolosalnym powodzeniem, ale miały swoją mroczną stronę. 

Oto bowiem, gdy w ciasnej i niechłodzonej kabinie projekcyjnej zapalały się jednocześnie lampy dziesięciu projektorów, temperatura powietrza wzrastała szybko nawet do sześćdziesięciu stopni Celsjusza! Bliscy omdlenia kinooperatorzy, pomni prestiżowego i finansowego znaczenia, jakie Cinéorama miała dla Raoula Grimoin-Sansona – jej twórcy, 

a ich szefa – przez trzy dni dzielnie znosili trudy pracy w tych warunkach, ale czwartego dnia sytuacja zrobiła się na tyle groźna, że groziła pożarem i policja nakazała zakończenie pokazów. W sumie przyniosły one straty finansowe i doprowadziły firmę wynalazcy do bankructwa, zaś same taśmy filmowe podobno utonęły w Sekwanie.

 

Jeszcze o genezie Cinéoramy i jej znaczeniu

Wracając do genezy Cineoramy, należy jej upatrywać nie tylko w długich rozmowach Grimoin-Sansona z Paulem, ale również rzecz jasna w XIX-wiecznej modzie na panoramy, 

a ściślej: cykloramy malarskie, których nam, Polakom, najbliższym przykładem jest „Panorama Racławicka” – obraz Wojciecha Kossaka i Jana Styki z lat 1893-1894.

Malarstwo „dookolne” uprawiane było również w Europie Zachodniej – vide: „Panorama Mesdaga” (1881) namalowana w Belgii przez Hendrika Willema Mesdaga czy powstała  w Szwajcarii „Panorama Bourbaki”, z tego samego roku, pędzla Edourada Castresa.

Inspiracją dla twórcy Cinéoramy były też zapewne dioramy – panoramy malowane na materiale półprzezroczystym i podświetlane, co dawało bardzo plastyczne rezultaty – zainicjowane w 1822 roku przez Louisa Jacquesa Mandé Daguerre’a, współtwórcę fotografii.

Faktycznie zatem, Cinéorama przystawała do wystawy zaplanowanej jako spojrzenie na dorobek XIX wieku. Trzeba dodać, że także z tego względu, iż wywodziła się z kinematografii – jednego z ostatnich wielkich osiągnięć tamtego stulecia.

Jednocześnie jednak wynalazek Raoula Grimoin-Sansona wybiegał w przyszłość. Jeszcze kilkanaście lat temu powiedzielibyśmy, że „tylko” do połowy wieku XX, kiedy na świecie pojawiły się – i szybko zniknęły – takie systemy kina dookolnego jak amerykańska Circarama czy sowiecka Krugorama. Dziś łączymy Cinéoramę z XXI stuleciem, widząc w niej pierwszą praktyczną realizację – swego rodzaju prototyp – Virtual Reality. 

Jednak najpiękniejszy jest jej imponujący rozmach technologiczny, tak bardzo wyrastający ponad epokę, w której powstała. Świadczy on chyba o swoistym romantyzmie Raoula Grimoin-Sansona – szaleńca w dobrym znaczeniu tego słowa, który rzucił wyzwanie dopiero raczkującej kinematografii swoich czasów, wykazując się niebywale wizjonerską wyobraźnią.

Godny następca Raoula Grimoin-Sansona pojawił się dopiero pod koniec ery filmu niemego. Był nim jego rodak – reżyser Abel Gance, który część swego monumentalnego filmu „Napoleon”, z roku 1927, zrealizował we własnym, niemal równie „ekstrawaganckim” systemie szerokoekranowym.Triple écran (tak się nazywał) nie był systemem dookolnym, ale umożliwiał projekcję obrazu formatu 1:4. Przy czym obraz tworzył na ekranie jednolitą panoramę, bądź tzw. poliwizję, złożoną z trzech różnych, sąsiadujących obrazów składowych. Ten pierwszy wariant, zarówno realizacją zdjęć trzema zsynchronizowanymi kamerami, jak i jednoczesną projekcją z trzech projektorów, zapowiadał z kolei słynną Cineramę z roku 1952, a więc też, o prawie ćwierć wieku, wyprzedzał swoją epokę. Ale to już zupełnie inna historia.